o białym słoniu, którego nie tylko dzieci widzą

Kto widział białego słonia? Kto widział słonia, jakiegokolwiek, na wysokości powyżej 2 000 metrów? A kto by chciał spotkać takiego wysoko w górach?
Karpacka Góra Pop Iwan znajdowała się kiedyś na terenie Rzeczypospolitej. Na jej szczycie stanął biały słoń, który swym wzrokiem sięgał gwiazd. Jak to możliwe?

Aby się przekonać, trzeba pokonać długą drogę na teren zachodniej Ukrainy, odczekać swoje na granicy, by następnie tłuc się (dosłownie) poprzez lokalne drogi, a drogi u sąsiadów mają krótki termin zdatności, wyczerpują się jak wkłady w długopisach ...



Dopiero w okolicy miasta Jaremcze zaczyna być widać, że było warto. Chociaż Hucułowie, potocznie są zwani „ukraińskimi góralami” myślę, że nazwanie jakiejkolwiek części Huculszczyzny „ukraińskim Zakopanem” umniejszyło by jej. Niestety po II wojnie światowej region ten przestał należeć do Polski, a może na szczęście. Być może właśnie dzięki przynależności do Ukrainy zachował swoją swoistość, piękno i ducha tradycji. Piękno Huculszczyzny przejawia się również w samym krajobrazie, oczywiście górzystym, który sprawia złudzenie optyczne jakbyśmy się cofnęli w czasie. Najwyższą częścią tamtejszych gór Beskidów Połonińskich i jednocześnie Zewnętrznych Karpat Wschodnich jest Czarnahora, cel naszej wyprawy.

Pop Iwan zajmuje dopiero trzecią lokatę jeśli chodzi o wysokość szczytu w tym paśmie górskim. Jednak z dwóch powodów stał się chyba najbardziej intrygująca górą, na jaką do tej pory wchodziłam.

Po pierwsze: Pop Iwan mierzy „zaledwie” 2028 m n.p.m. Jednak ta niewielkość również jest złudna, ponieważ przewyższenie wynosi około 1500 metrów – tak dla porównania przewyższenie afrykańskiego czterotysięcznika Jebel Toubkal ma 1000 metrów, a widoki z Iwana są niemalże porównywalnie rozległe. Kiedy do przewyższenia doda się jeszcze długie zejście z naszego udomowionego schroniska, Chatki u Kuby , przejście przez błota i rzeki, a następnie podejście stokiem zasypanym w równym stopniu śniegiem co krokusami, droga na Popa Iwana jeszcze bardziej zyskuje na atrakcyjności.

Droga na Popa Iwana:



Po drugie: kiedy już pokonamy siedem rzek i siedem wzgórz, na horyzoncie zaczyna majaczyć zarys Popa Iwana, a na jego szczycie coś, co z daleka przypomina ruiny średniowiecznego zamczyska. Widok ten już z daleka robi wrażenie na niemal każdej, w głębi romantycznej, słowiańskiej duszy, intryguje, dodaje sił, by pokonać ostatnie wzniesienie. Na szczycie czar nie pryska, również i z bliska opustoszałe ruiny straszą wędrowców. Stwarzają lekki nastrój grozy, który kontrastuje z łagodnością bezkresnego krajobrazu otaczającego Popa Iwana.

Budowla rodem z horroru jest właśnie Białym Słoniem, czyli Obserwatorium Astronomiczno-Meteorologicznym, a w przedwojennej Polsce najwyżej położonym zamieszkanym budynkiem. Dziś opustoszała i zniszczona budowla, również i dawniej nie miała dobrej passy, jej rozmach okazał się większy niż poczyniona przez krótki okres działalność naukowa, brutalnie przerwana przez działania wojenne.
Wzniesienie Białego Słonia miało miejsce w latach 1936-1938, a jego nieformalna nazwa, oznaczająca coś drogiego i zbędnego, wzięła się od ogromnych kosztów i nadmiernego rozmachu, z którym zbudowano obserwatorium. Jako surowiec wykorzystano miejscowy piaskowiec, przetransportowany na końskich grzbietach i ludzkich plecach. Pięciopiętrowy budynek w kształcie litery „L” architektonicznie wzorowany był na zamku w Przemyślu. Jako filia Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Warszawskiego służył głównie dla celów lotnictwa, a dla żołnierzy placówki Korpusu Ochrony Pogranicza pełnił funkcje mieszkalne. Na wyposażeniu tego wysokogórskiego obserwatorium znalazły się nowoczesne sprzęty astronomiczne i meteorologiczne.
Przez 14 miesięcy Obserwatorium było więc najwyżej położonym – stale zamieszkanym – budynkiem w granicach Polski. Niestety żywot Białego Słonia okazał się krótki. Po agresji sowieckiej 18 września 1939 roku personel zdemontował najcenniejsze urządzenia, opuścił budynek i udał się na Zakarpacie (wtedy w granicach Węgier). Obiekt zajęli sowieci, później stacjonowało w nim wojsko węgierskie. Z czasem pozostałe wyposażenie zostało rozkradzione a budynek popadł w ruinę. Biały Słoń przez lata pozostawał bez opieki, dopiero kilka lat temu zainicjowano próbę jego odbudowy, by znów stał się obserwatorium meteorologicznym. Podczas naszej wizyty na szczycie, nic nie wskazywało na to, żeby były tam prowadzone jakiekolwiek prace renowacyjne. Nie wiem czy niestety, czy na szczęście. Wiem natomiast, że w aktualnym, nieco upiornym wydaniu nie przynosi zysków finansowych, ale za to zyskuje na atrakcyjności niepowtarzalnym klimatem oraz ciekawą, choć niepomyślną historią. Dobrze jest jak jest, a jest tak – Czarnohora szczyci się niepodważalnymi walorami przyrodniczymi, a Pop Iwan nostalgicznym wspomnieniem II Rzeczypospolitej. Czas pokaże czy Biały Słoń jak mitologiczny feniks odrodzi się z popiołów ...



Pozostaje jeszcze jeden wątek, który nurtuje mnie przy wspinaczce na każdą górę – jej nazwa. Również i tym razem zastanawiałam się: dlaczego Pop Iwan? Nie ma jednej oficjalnej genezy nazwy naszego majówkowego szczytu. Po Huculszczyźnie krąży kilka wersji źródła nomenklatury tego wzniesienia. Jedna z nich mówi, że na szczycie była dawniej skała, która swoim kształtem przypominała mnicha w szacie. Inne opowiadają o popie, który został tu porażony piorunem, lub też przeprowadzał tędy wojska carskie na Węgry w 1849 roku. Obojętnie która z nich jest prawdziwa, Popa Iwana można zaliczyć do najbardziej refleksyjnych i bogatych w historię i szczytów górskich.

***



wsparcie merytoryczne:
Planeta gór
Podróżnicze retrospekcje